W Gdyni

I znowu w drodze… Gdy wyjeżdżam z miasta w poniedziałek, o czwartej nad ranem, Toruń jeszcze spał. Słońce leniwie przeciągało się na wschodzie, a szum kół i ciche dudnienie silnika działało usypiająco. Rozejrzawszy się po autobusie, odniosłem wrażenie, że ktoś rozpylił środek nasenny, na który tylko ja jestem odporny. Towarzystwo było – rzec by można – międzynarodowe. Przede mną kimał czarnoskóry dryblas w niebieskiej koszuli, na górnym pokładzie było kilku Niemców, bliżej kierowcy siedziały dwie muzułmanki: jedna miała na głowie szajlę, a druga hidżab. Po przekątnej widzę, jak jakiś facet obejmuje i przytula oparcia fotela, śpiąc w najlepsze; sprawia wrażenie, jakby spędzał noc z kochanką, a nie z kawałkiem czerwonej skóry ekologicznej. Pewnie myślicie teraz, że zamiast spać, gapiłem się na ludzi. Jest w tym trochę racji, ale tak naprawdę, głowę miałem zajętą ostatnimi rozdziałami słuchowiska Ojciec chrzestny, a nos drażnił mi smród uryny wydobywający się z kibla Flixbusa. Poza tym, jak myślicie, skąd się biorą bohaterowie w powieściach czy opowiadaniach? Między innymi właśnie z takich obserwacji.

Na gdyńskie Oksywie dotarłem koło wpół do ósmej. To właśnie tutaj – w Osadzie Rybackiej – rozpocząłem research, do… napiszę tylko tyle, że nie będzie to kolejne opowiadanie, i że wszystko zacznie się właśnie tutaj – na tym cichym i spokojnym osiedlu domów jednorodzinnych, gdzie śpiew ptaków i szum morza nie jest zagłuszany przez gwar rozmów.

Potem było trochę chodzenia (około 12 km) i jeżdżenia po mieście. Od Oksywia do Orłowa, przez terminal kontenerowy, estakadę Kwiatkowskiego, po wejście do portu i Molo Południowe. Trafiłem na zagłębie murali i na ulicę Toruńską (a jakże!), podziwiałem jeden z największych statków pasażerskich na świecie – liczący ponad 300 m długości kolos Mein Schiff 1, który akurat tego dnia zawinął do Gdyni. Maraton po mieście zakończyłem późnym popołudniem na orłowskim molo, nieopodal którego, stoją resztki kultowej restauracji Maxim. To tam, w latach ’80, bywali: Bogusław Linda, Cezary Pazura, Roman Polański czy ekipa z Boney M… W latach ’90 był to ulubiony lokal trójmiejskich gangsterów. Wpadał tu m.in. „Nikoś”, którego biografię miałem w plecaku, a kilkanaście minut wcześniej przeczytałem kilka rozdziałów na orłowskim molo. Maxim został zamknięty w 2004 roku - Legenda Gdyni upadła. Dziś ledwo można go zobaczyć, jakby ze wstydu schował się za krzakami. O latach świetności wciąż przypominają nam jednak liczne zdjęcia, wspomnienia, ujęcia z serialu 07 zgłoś się oraz piosenka Tańcz głupia, tańcz Lady Pank.

Komentarze