Pół dekady bloga "Po Toruniu"

O rany, to faktycznie już pięć lat. Nie sądziłem, że mój blog tyle przetrwa. Serio. Znam siebie od prawie 32 lat i niczemu nie poświęciłem aż tyle czasu. Gdy 25 marca 2014 roku ruszałem tym kombajnem zwanym "Po Toruniu", myślałem że najdalej po roku mi się znudzi. Rok minął, a ja wrzucałem kolejne notki i zdjęcia. Potem pyknął drugi rok i trzeci... Dobra, pora to przyznać – starzeję się. Nie, nie że dojrzewam czy poważnieję – na to mam jeszcze kilka lat, ale... Kurde, serio, pięć lat? Pół dekady pisania o historii miasta, prezentowania jego zabytków, pomników i cholera wie czego tam jeszcze? Pięć lat latania po mieście z aparatem... Jak jakiś turysta?

No dobra, skoro stuknęła ta "piątka", to może opowiem od czego wszystko się zaczęło. Inspiracją był inny blog. Nazywał się "Warszawa moim oczkiem" i w latach 2007-2015 prowadził go mój imiennik. Lubiłem czytać wpisy Michała. Potrafił pisać o historii lekko i bez zadęcia. Pomyślałem: a może bym coś podobnego zrobił o Toruniu? Przed założeniem własnego bloga sprawdziłem czy ktoś już nie wpadł na taki pomysł. Ale nie, nie wpadł. Miałem więc wolną przestrzeń i postanowiłem ją zagospodarować.

Nie będę Was zanudzał pisząc o tym, że początki nie były łatwe, bo żadne początki nie są łatwe. Nie będę też pisał o chwilach zwątpienia, bo i każdego – na jakimś etapie – zwątpienia dopadają.  Kulisy powstawania artykułów też nie są zbyt ciekawe i sprowadzają się do kartkowania książek, buszowania po sieci i robieniu zdjęć. 

Po tych pięciu latach przydałoby się odpowiedzieć na pytanie: czy blog zmienił coś w moim życiu? Oczywiście, że tak. Dzięki niemu poznałem fantastycznych ludzi: naszych toruńskich pisarzy, prezesów fundacji, ludzi z pasją, którzy – podobnie jak ja – umiłowali Toruń i jego historię. Udało mi się stworzyć popularne i rozpoznawalne miejsce w sieci. Miejsce, które jest chętnie odwiedzane, mimo, że nie oferuje darmowego porno, a jedynie lekcje lokalnej historii podane w przystępnej formie. No i napisałem książkę. Wiem, blog i książka, to dwie różne bajki, ale – co do tego nie mam wątpliwości – "Po Toruniu" przyczynił się do wydania zbioru opowiadań "Martwi głosu nie mają".

Co dalej? Dobre pytanie. Ale nie przewiduję żadnych rewolucji. W tym roku wprowadziłem regularność, jeśli chodzi o wpisy. Nowe teksty pojawiają się w każdy poniedziałek o godz. 10. Jednocześnie wycofuję się z relacjonowania wydarzeń – po prostu nie mam czasu brać w nich udziału. Reszta pozostaje bez zmian. W najbliższym czasie interes nie zostanie zamknięty. "Po Toruniu" wciąż daje mi wiele satysfakcji, a to podstawa każdej działalności społecznej. 

Mam nadzieję, że nadal będziecie wpadać na mój blog. Byłoby miło, gdybyście to robili, zawsze jesteście mile widzianymi gośćmi. Dziękuję wszystkim Czytelnikom za te pięć wspólnych lat i... kto wie, może przed nami kolejne pół dekady?

Komentarze